Mężczyzna przeciągnął się,
spoglądając zamglonym wzrokiem na panoramę miasta rozciągającą się poniżej.
Zaciągnął papierosa, wciągnął dym do płuc i wypuścił. To nie miało tak się
skończyć.
- To miasto od początku było
skazane na unicestwienie – odezwał się czyjś głos od progu. Nie odwrócił się,
wiedział że tu przyjdzie. Poczuł jednak odrazę zmieszaną ze strachem. Co się
teraz wydarzy? Wiedział.
- Musimy likwidować całe miasto?
- Tak – odparł krótko, lecz
donośnie. – Gdzie jest wirus?
- W walizce, na stole – kiwnął głową
na blat obok okna wylatującego na zachód.
Mężczyzna w trybie
natychmiastowym zjawił się przed mahoniowym biurkiem. Chwycił aktówkę i ostatni
raz spojrzał na starca. Gdzieś tam, w głębi duszy, poczuł skruchę, żal, smutek.
Szybko jednak zdusił to uczucie, kierując swe kroki do drzwi. Rzucił jeszcze „żegnaj”,
nim ciało tego drugiego spadło z dwudziestego piętra, Prost na betonowy
chodnik.
Krótko później, ten sam mężczyzna
stał przed ósemką swoich podopiecznych, spoglądając na każdego uważnie. Byli
oddanymi „dziećmi”, wiernymi sługami, wykonawcami jego woli. Nie chciał się z
nimi rozstawać, ale wiedział że aby plan się powiódł, musieli wyruszyć w świat.
- Czy jesteście gotowi oddać się
mojej sprawie?
- Tak – odpowiedzieli równo.
Innej odpowiedzi nie brał pod uwagę.
- Zgoda. Za mną jest aktówka, w
niej znajdziecie próbki dla każdego z was. Przyjmijcie je i ruszajcie w świat.
Wiecie co macie robić – zrobił przerwę, spoglądając w oczy każdemu – i przewiduje,
że dopilnujecie by zostało to wykonane.
Żaden z nich nie potwierdził, ani
nie zaprzeczył. Stali spokojnie, wpatrując się w swego „pana” i czekając na
dalszą część. Nie nastąpiła. Mężczyzna kiwnął tylko głową, wydając w ten sposób
bezgłośny rozkaz.
Zaczęli się zbierać.
- Ty nie – odparł krótko,
zatrzymując ostatniego z chłopaków. Reszta zdążyła już zażyć specyfik i wyjść z
pomieszczenia. – Dla Ciebie mam specjalną dawkę, synu. Jesteś moim
pierworodnym, masz większe przywileje… - położył dłoń na jego klatce, skupiając
się. Chłopakowi zapłonęły oczy, potem upadł na ziemie..